Przygoda z rowerem… Zaczęło się dość prozaicznie. Duże miasto, pracodawca przenosi biuro do mniej skomunikowanej dzielnicy, przepraszam się z rowerem odstawionym kilkanaście lat temu do piwnicy.
Aktualnie na pokładzie żona i energiczne stadko – siedmiolatka, pięciolatek i roczniak. Mimo iż czasu mało, gdy rower wrócił do łask, zradza się pomysł na coś więcej niż dojazdy do pracy i samotne wycieczki dookoła Puszczy Kampinoskiej – rowerowe wakacje z rodzinką. Jesteśmy aktywną gromadką, jednak urlop stacjonarny a podróż z całym majdanem na rowerach od kempingu do kempingu to inna bajka. Bez auta, z trzema dziewczynami gdzie do bagażu nie mogą zabrać na każdy dzień sukienki na zmianę. Dodam, że za wielbłądy robią starzy a dzieci jadą na lekko z czego jedno w przyczepce. Czy to tak się da? Zadałem sobie pytanie. Czy to klasyczny przykład samozaorania? Jak dla mnie nie, bo po pierwszych doświadczeniach, jeszcze żyjemy. Wszystko zależy od celów i oczekiwań jakie się ma od życia. Po pierwszych doświadczeniach mamy plany i pomysły na kolejne rodzinne wyprawy.
Jeżeli dalej czytasz ten tekst, zapewne lubisz podróże i wyzwania, tak jak my. Może też już się przekonałeś, że przygoda nie kończy się wraz z pojawieniem się dzieci. Nasza inicjacja odbyła się w 2018 roku. Aby sprawdzić, czy pomysł ze spaniem pod namiotem zabangla, pojechaliśmy na Mazury. Wybrałem bindugę Bobrowa nieopodal wsi Krzyże. Miejsce na pograniczu cywilizacji. Jedynym udogodnieniem była ręczna pompa do wody. Noc spędziliśmy w starym, dwuosobowym namiocie. Chociaż spaliśmy w czwórkę (Felicja miała dopiero pojawić się na świecie), wszystkim się spodobał taki klimat, a szczególnie dzieciom. Były kąpiele w jeziorze Nidzkim, pływanie łódką oraz wieczorne ognisko z kiełbaskami, pieczonymi jabłkami i ziemniakami.
W 2019 roku przyszła na świat najmłodsza córka i chociaż część producentów przyczepek rowerowych deklaruje minimalny wiek przewożonego dziecka na sześć miesięcy (w dedykowanych hamakach), my postanowiliśmy poczekać. Na spokojnie kompletowałem sprzęt i rozpocząłem planowanie dziesięciodniowej podróży Bałtyk 2020. Jeżeli chodzi o rowery, niezbędne akcesoria czy sprzęt bagażowy dużą część z tych rzeczy już mieliśmy. Skupiłem się na sprzęcie turystycznym i biwakowym. Był to też okres kiedy jeździłem na rowerach ze starszymi dziećmi, wtedy jeszcze czteroletnim Leonem i sześcioletnią Marysią. Jednodniowe wycieczki po mieście – od placu zabaw do placu zabaw, od parku do parku, tak by oswajały się z rowerem, by pokazać, że na rowerze można całkiem sprawnie i przyjemnie spędzić czas. Trasy wynosiły do 30 kilometrów.
Rok 2020. Covid-19. Trudny okres dla turystyki, wielka niewiadoma co przyniesie jutro, świadomość, że nie wszystko zależy tylko od ciebie. Czas wakacji w kamperach i nocowania na kempingach. Nie ma co, z pomysłem na rowerowe wakacje roku wstrzeliliśmy się w sam raz. Przed naszą pierwszą poważną wyprawą pojechaliśmy jeszcze na pięciodniową wycieczkę rowerową na Mazury. Sprawdziliśmy w praktyce czego jeszcze brakuje lub co jest zbędne. Z kolei kilka tygodni wcześniej przed wyjazdem mazurskim wybraliśmy się na dwudniową wycieczkę na działkę, by przetestować nowy namiot.
Tak w dużym skrócie można opisać okres dwóch lat, w trakcie których pomysł na aktywne wakacje urealnił się i został wprowadzony w życie. Jak wyszło? Z mojej perspektywy świetnie, przynajmniej jak na dylematy jakie mieliśmy przed wyjazdem. W między czasie pojawił się też pomysł na udokumentowanie przeżytych chwil, by za kilkanaście lat móc do nich wrócić i tak oto powstała strona.